fot. SZULTK ARCHITECTURE

Agnieszka Szultk o aranżacji wystawy „Przedmioty. Galeria Architektury Polskiej XX i XXI wieku”

Architektura oraz jej relacje z użytkownikami i otoczeniem – zarówno tym naturalnym, jak i stanowiącym kontekst kulturowy czy społeczny to myśl przewodnia stałej ekspozycji „Przekroje. Galeria Architektury Polskiej XX i XXI wieku” w Kamienicy Szołayskich, oddziale Muzeum Narodowego w Krakowie. O projekcie aranżacji wystawy opowie Agnieszka Szultk – architekt i projektantka wnętrz.

Anna Gil: Pytanie o inspirację to jedno z typowych pytań zadawanych projektantom. Chciałabym je zadać na wstępie, ponieważ to właśnie one zwykle są decydujące w początkowych etapach pracy nad projektem. Jakie były Pani inspiracje?

Agnieszka Szultk: Myślę, że w tym przypadku trudno jest mówić o czymś takim jak inspiracja, ponieważ cały koncept aranżacji wystawy jest konsekwencją contentu, z którym pracowaliśmy, myśli kuratorskiej i pomysłu jej twórców. Podział merytoryczny uwzględniony w idei kuratorów i ilość materiału, który miał zostać zaprezentowany w pewien konkretny sposób, narzucały w jakimś stopniu podejście do projektu aranżacji. Wychodząc od koncepcji samych kuratorów, we współpracy z nimi, starałam się dostosować tę ekspozycję, tak aby architektura mogła stać się wizualizacją dla dużej ilości materiału. Wyzwaniem była dla mnie jego różnorodność estetyczna czy kolorystyczna. Trudno było sobie wyobrazić jak tak dużą ilość materiału przedstawić w sposób spójny, aby dla widza całość była czytelna. Pomyślałam więc, że trzeba wszystko najpierw uporządkować, stworzyć pewien porządek myślowy w przedstawieniu tego materiału. Na początkowych etapach mojej pracy nad koncepcją aranżacji spodobało mi się modularne podejście do całości wyłaniające się z wizji kuratorskiej. Wyobraziłam sobie wtedy, że kluczowa powinna być wizualna atrakcyjność dla potencjalnego widza i aby materiały, z którymi pracujemy, stały się przestrzenne. Sam projekt wystawy jest więc raczej wynikiem analizy podstaw, z którymi się zetknęliśmy, np. otoczenia czy wspomnianego materiału (zdjęć archiwalnych, treści, projektów). Oczywiście aranżacja jest również wynikiem researchu współczesnych projektów wystawienniczych. Fascynują mnie kompletnie minimalistyczne projekty takie jak na przykład wystawa „Being Modern: MoMA in Paris” w Foundation Louis Vuitton. Minimalizm był także zamysłem projektu wystawy „Przekroje”.

Przestrzeń, w której prezentowana jest wystawa to mieszczańska kamienica zdobiona polichromiami, wystawa natomiast w zamyśle minimalistyczna. Jak udało się pogodzić te dwa światy?

Otoczenie, o którym mówiłam, czyli sale z polichromiami same w sobie są trudnym środowiskiem dla wystawy, ponieważ stanowią konkurencję dla każdego elementu wprowadzonego do przestrzeni. Nie chciałam rywalizować z oryginalnymi wnętrzami. Próbowałam je oswoić, wpleść w cały koncept, aby stanowiły pewien kontrapunkt dla naszego materiału, a jednocześnie, aby ich nie zakrywać, a nawet wydobyć je i pozwolić na koegzystencję tych dwóch światów.

Trzeba było więc po prostu zaakceptować samą przestrzeń taką, jaką jest. Lubię pracować w ramach, w których nie wykonuje się czynności zupełnie abstrakcyjnych w danej przestrzeni czy jej przeciwnych. Jak wspominałam, sale ekspozycyjne dekorowane polichromiami są na pewno atrakcyjne dla zwiedzającego i tym samym konieczne było znalezienie w jaki sposób pogodzić charakter samej wystawy, moje preferencje estetyczne oraz przestrzeń. Zastosowanych zostało więc wiele rozwiązań, które pozwoliły nam to osiągnąć. Na przykład w jednej z ostatnich sal nie walczymy z podziałami czy modułami, które wynikają z samych polichromii a wykorzystujemy je. Ważne było także zachowanie kolorystyki, która pojawia się w dekoracji ścian i zastosowanie dominujących w niej kolorów. Nie dodawaliśmy obcej kolorystyki, która mogłaby zmienić charakter tej polichromii, nie chcieliśmy „kolorować” tej przestrzeni. Wprowadziliśmy także elementy kontrastowe, czyli surowe, zimne materiały, takie jak: lustra czy podświetlone pleksi, które przez swoją prostotę świetnie wpisały się w zastane wnętrze.

fot. SZULTK ARCHITECTURE

Jednym z celów było to, aby wystawa, przy takiej ilości materiału była czytelna, aby nie była po prostu architektoniczną prezentacją materiału wizualnego i tekstowego wplecionego w jakiś układ graficzny. Zależało mi na tym, aby wystawa ukazywała pewien abstrakcyjny sposób myślenia, aby widoczne było dla widza pewne swobodne podejście do tematu, interpretacja tej przestrzeń. I tak na przykład w sali z lustrami pojawiają się „lewitujące” plansze.

Ostatecznie aranżacja przygotowana przez Panią wkomponowała się w wymagającą przestrzeń kamienicy zupełnie dobrze, czyli cel został osiągnięty.

W tym samym czasie kiedy powstawała wystawa „Przekroje”, w Fundacji Louis Vuitton w Paryżu prezentowana była ekspozycja, totalnie modularna, a wnętrza, w których była prezentowana, przyjęły ją fantastycznie. W przypadku Kamienicy Szołayskich i wystawy architektury zastosowana tam modularność mogłaby być nudna. Wnętrza tego obiektu są już naznaczone duchem czasu, nie są perfekcyjne, minimalistyczne, dlatego wystawa jest wynikiem pewnego kompromisu między tym, co naprawdę mnie fascynuje, czyli wspomniany minimalizm a samą przestrzenią. Aranżacja wystawy jest efektem stałej współpracy z zespołem kuratorskim (Weronika Grzesiak, Małgorzata Jędrzejczyk, Kacper Kępiński).  Gdyby projekt zależał tylko ode mnie, byłby pewnie zdecydowanie bardziej ekstremalny, minimalistyczny. Stał się natomiast bardziej epicki, w tym sensie, że każda sala mówi o czymś innym, w różny sposób opowiada o tej architekturze, operuje odmiennym światłem. Taki był też cel – zastosowany jest inny język, jednak wciąż oparty na pewnej modularności.

Wcześniej wspomniała Pani o świetle. Właśnie światło i lustra wydają się jednymi z najbardziej znaczących elementów w budowaniu przestrzeni wystawy.

Zainteresowała mnie kiedyś praca operatora filmowego Vittoria Storaro współpracującego z Bernardo Bertoluccim w filmach „Ostatni cesarz”, „Pod osłoną nieba” czy w „Czasie apokalipsy” Francisa Forda Coppoli, który budował nastrój światłem. Światło i kolory mogą kreować przestrzeń i nasze odczucia związane z odbiorem przestrzeni. Dla mnie jest to bardzo ważne. Światło na wystawie było także modulowane ze względu na konkretną tematykę poruszaną na ekspozycji. Na przykład sala związana z „Manifestem”, czyli czymś wymownym, wyrazistym, jest mocno oświetlona, jest ostra, aż do bólu. Z kolei w sali, gdzie skupiamy się na temacie czasu i przestrzeni, czyli pojęciach ulotnych, efemerycznych środki wyrazu są delikatniejsze, pojawiają się tam cienie na ścianach, bliki, wszystko jest budowane miękkim światłem.

fot. SZULTK ARCHITECTURE

Natomiast w przestrzeni związanej z pojęciem „Natura” ważną rolę odgrywa człowiek, jako oczywisty element natury i zarazem odbiorca architektury, stąd lustra, w których odbiciu człowiek się pojawia. Sama sala lustrzana w naszym zamyśle miała wciągać widza w sam proces prezentacji, którego staje się niemalże nieodłącznym elementem. Widzowie mogą się dzięki temu na przykład w tej przestrzeni sfotografować, jest to pewien rodzaj żartu czy scenograficznej kultury odbioru tej wystawy.

Jeśli chodzi o inne wyraziste elementy aranżacji – w jednej z ostatnich sal zostały użyte wielkoformatowe bannery do różnych wystaw, które odbywały się w Muzeum Narodowym w Krakowie. Skąd taki pomysł?

Pojawiają się one w części związanej z pojęciem „Kapitał”, gdzie mówimy o materializmie, o tym, w jaki sposób architektura jest wykorzystywana w dobrych lub złych celach. Punktem wyjścia było więc zastosowanie materiału już wykorzystanego jeszcze raz, ponownie. Idealnym rozwiązaniem okazało się powtórne użycie bannerów reklamowych. Dzięki temu budujemy nową estetykę. Banery zostały odwrócone, ponieważ w trakcie realizacji zauważyliśmy, że ich druga strona jest także mocno nasycona, treść czytelna, a tym samym nie dominują przestrzeni, w której zostały wykorzystane. Jednocześnie siatki mają interesującą strukturę, cechują się ulotną materialnością, odbiciami, które tworzą wrażenia optyczne poruszającego się tła niczym w pracach op-art.

Zauważyłam, że poszczególne przestrzenie wystawowe są zróżnicowane pod względem intensywności oświetlenia. Na przykład pierwsza sala, w której pojawia się budynek Hotelu Cracovia, jest ciemniejsza, dlaczego?

Już w samym założeniu dwie pierwsze sale miały być salami teatralnymi. Panuje tam względna ciemność i jedynie prezentowane obiekty są z tej ciemności wydobyte w postaci spotlightów czy światła, które tworzą nastrój. To wpisuje się w całą ideę budowania wystawy za pomocą światła lub jego braku. Sama zaś Cracovia, z racji tego, że już w samej koncepcji kuratorskiej znajduje się właściwie na samym początku wystawy, jest w pewnym sensie elementem dominującym. Dla mnie od samego początku pracy nad wystawą ważna była demokratyzacja prezentowanych projektów. Miałam oczywiście swoich faworytów i antyfaworytów, jednak to nie było istotne. Ważne było natomiast to, że każdy projekt zasługuje na równorzędną prezentację i przestrzeń, bez ukazywania subiektywnych wyborów. Jedynym subiektywnym wyborem są zmienne nastroje w przestrzeniach ekspozycyjnych budowane za pomocą światła, o których wspominałam. Poza tym żyjemy w Krakowie, więc siłą rzeczy odczucia wobec budynków, które powstały w tym mieście są różne niż wobec tych w innych miastach, mamy do nich raczej odmienny stosunek.

Cracovia, ale także Solpol, Spodek i wiele, wiele innych ikonicznych projektów możemy oglądać na wystawie „Przekroje”. Jaki z tam eksponowanych jest Pani szczególnie bliski?

Początki mojej fascynacji architekturą kojarzę z obiektem Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manngha”, który wykonany został przez wybitnego japońskiego architekta Aratę Isozakiego we współpracy z architektami krakowskimi: Krzysztofem Ingardenem, Jackiem Ewý i biurem JET Atelier. Pamiętam jak, projektując jeszcze na studiach, prace dyplomowe konsultowałam z profesorem Ingardenem. Byłam wtedy zafascynowana budynkiem „Manggha” i w tamtym czasie właśnie zaprojektowałam daszek w formie fali, inspirując się formą dachu tego budynku. Osobiście uwielbiam japońską architekturę. Jest ona dla mnie kwintesencją tego, czym powinna być architektura – zawiera w sobie sztukę, poezję i filozofię. Pragmatyzm architektoniczny jest zupełnie inny niż w przypadku architektury europejskiej.

Mowa o japońskiej architekturze, w takim razie, który z architektów japońskich jest dla Pani numerem jeden?

Kengo Kuma to architekt, którego projekty są wizualizacją tego, co w architekturze jest naprawdę dobre, tego, co dla mnie najbardziej fascynujące. W projektach Kengo Kumy najbardziej podziwiam udokumentowany proces myślenia, proces projektowy. Bardzo dobrze mogliśmy to zaobserwować na krakowskiej wystawie „Eksperyment. Materiał. Architektura” we wspomnianym już Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manggha”, gdzie pojawiły się jego projekty. Przejrzystość formy, spójność, wykorzystanie charakteru materiałów, które stosuje, poetyka, rozmach, a zarazem ascetyzm – te cechy moim zdaniem są najbardziej wyraziste dla jego realizacji. W jego projektach podziwiam także nonszalancję połączoną z szacunkiem dla tradycji. Jednym z projektów Kumy, który najbardziej lubię i który łączy wszystkie wspomniane cechy jest Asakusa Culture Tourist Information Center.

Skoro mowa o japońskiej architekturze. Architektura Kengo Kumy mocno koegzystuje z otoczeniem, podobnie jak japoński drzeworyt mocno skupia się na naturze. Czy w Pani projektach także ten związek istnieje?

Kiedy powstawały moje największe projekty inspiracją do pewnych rozwiązań były obrazy z pamięci – np. ulica w deszczu, rodzaj krajobrazów. Ta inspiracja prowadzi mnie przez cały projekt. Tak powstał właśnie Krakowski Park Technologiczny – w pewnym stopniu zainspirowany drzeworytem japońskim. Renderingi do tego projektu powstały w brzydkiej pogodzie, ulewie, co miało podkreślać jego linearność, między innymi właśnie przez kierunek padania deszczu. Elewacja budynku jest pokryta stalowymi siatkami, również wertykalnymi. Staram się, aby konsekwentnie od początku do końca projektu  przewijała się główna idea. W przypadku Cricoteki również istotnym elementem był kontekst miejsca. Budynek elektrowni w założeniach konkursu nie miał być przytłoczony nową bryłą – to stało się punktem wyjścia. Nowa bryła, którą zaprojektowaliśmy, stanowić miała dla niego rodzaj ramy, w której wizualność starego  budynku nabiera innego znaczenia (tak, jak czasem obraz zmienia się po oprawieniu). W budynku Cricoteki jest wiele odniesień do otoczenia. Wisła odbija się w podbrzuszu budynku, pozwalając mu uczestniczyć w jej ruchu, dwa ramiona sal ekspozycyjnych rozchylają się umożliwiając swobodne przejęcie starego komina. Wsparcie konstrukcji tylko w 3 punktach umożliwia ekspozycję budynku elektrowni. W tym projekcie istnieje wiele innych zabiegów, które nawiązują do otoczenia, pozwalają mu wniknąć w przestrzeń muzeum.

Wśród Pani osiągnieć znajdują się wspomniane realizacje takie jak Cricoteka – Ośrodek Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora czy Krakowski Park Technologiczny. Czym przede wszystkim różni się  projektowanie aranżacji wystaw gdzie architektura jest raczej w skali mikro od projektowania sporej skali budynku?  

W przypadku wystawy jest nieco inaczej, ponieważ zamiast programu funkcjonalnego obiektu mamy program kuratorski, gdzie nadrzędnym elementem jest zaprezentowanie treści, idei, która przyświecała autorom. Z mojego doświadczenia wynika, że skala czasami nie ma znaczenia, ilość zagadnień do przetworzenia, wymyślenia, usystematyzowania jest bardzo podobna. W przypadku wystawy „Przekroje” bogactwo materiału wyjściowego generowało moim zdaniem ponadprzeciętną paletę zadań do rozwiązania. Systematycznie udało się wspólnymi siłami wraz z kuratorami oraz koordynatorką wystawy, doprowadzić do otwarcia, moim zdaniem nieco odmiennej w stosunku do czego jesteśmy przyzwyczajeni, wystawy.

Ostatnie pytanie. Co jest dla Pani najważniejsze w architekturze?

W przypadku korzystania z architektury, będąc widzem, dla mnie najistotniejsze jest podejście do detalu. Jako osoba, która wie jak wygląda praca architekta, najbardziej fascynujące jest dla mnie wyobrażanie sobie, jak mógł wyglądać proces projektowania, proces twórczy. Zachwyca mnie także świadomość w podejściu do konstrukcji, detalu, materiału, którą posiada jej twórca, przemijalności i zmienności. Bardzo doceniam realizacje, które mimo upływu czasu wyglądają wciąż dobrze, czyli w skrócie „dobrze się starzeją”, nie stając się karykaturami samych siebie. Zwracam uwagę na relację z otoczeniem oraz samą bryłę. Lubię architekturę, która jest „czasoodporna”, która będzie kreowała daną przestrzeń przez wiele lat i kolejne pokolenia, taką, która jest fascynująca teraz, będzie się pięknie starzeć i za każdym razem będziemy patrzeć z fascynacją na elementy detalu. Wiele jest niestety budynków tymczasowych. Są jednak miejsca na świecie, gdzie widać niezwykły szacunek dla człowieka, dla osoby, która jest w stanie docenić detal, cieszyć się z przestrzeni publicznej. To trochę świadczy także o poziomie kultury. W momencie, kiedy wchodzimy w przestrzeń zaprojektowaną z elementami architektury wysokiej i z dużą wrażliwością, czujemy się po prostu lepiej. Najwięcej budynków, które mnie zachwyciły, widziałam w Kopenhadze w Danii.

Przestrzeń przemyślana i dobrze zaprojektowana jest po prostu piękna w odbiorze. a to być może powoduje, że ludzie stają się piękniejsi.

Więcej informacji na oficjalnej stronie Muzeum Narodowego w Krakowie TUTAJ.

Czytaj też: Muzeum | Sztuka | Wydarzenia  | Kraków | whiteMAD na Instagramie