Niemal stuletnia drewniana cerkiew w Olchowcu. Ocalała dzięki mieszkańcom!

Olchowiec (łemk. Вільхівец) to niewielka wioska nieopodal Dukli na Podkarpaciu. Urokliwa miejscowość w Beskidzie Niskim liczy zaledwie kilkudziesięciu mieszkańców, jednak jej historia jest niezwykle ciekawa. Bogate są również tradycje łemkowskiej wsi, a wśród budynków uwagę zwraca niemal stuletnia Cerkiew Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja.

Pierwsza cerkiew w Olchowcu powstała lub została do niego przeniesiona z innej miejscowości już pod koniec XIX wieku. W 1934 roku została jednak rozebrana, a w jej miejscu postawiono nową, drewnianą budowlę. Nowego budynku nie oszczędziła jednak druga wojna światowa, w trakcie której cerkiew została trafiona pociskiem, a pożar doszczętnie zniszczył ikonostas, uszkodził także dach. Zachował się jednak jeden z trzech dzwonów, pochodzących jeszcze starej, XIX-wiecznej cerkwi. Po wojnie mieszkańcy zabezpieczyli budynek, prace te zostały jednak przerwane przez akcję “Wisła”. Dzięki uporowi mieszkańców cerkiew w Olchowcu nie została rozebrana, co planowały władze Polski Ludowej. Zaangażowanie mieszkańców pozwoliło na prowadzenie drobnych prac remontowych w kolejnych dekadach, a na początku lat 90. udało się przeprowadzić generalny remont świątyni.

Drewniana cerkiew w Olchowcu jest trójdzielna. Posiada również wyodrębnione prezbiterium, nawę oraz babiniec. Świątynia posiada konstrukcję zrębową a jej dach wieńczą dwie kopuły. W oknach można zobaczyć witraże. Budynek (w którym w 1987 roku wznowiono nabożeństwa) został wpisany w 1993 roku na listę zabytków. Znalazł się także na podkarpackim Szlaku Architektury Drewnianej. Przy cerkwi, co roku w jeden z majowych weekendów, od 33 lat odbywają się Kermesze Łemkowskie. To święta parafialne połączone z możliwością spotkania i poznania bogatej kultury miejscowych Łemków. W tym roku taki Kermesz odbędzie się 22-23 maja (większość wydarzeń tradycyjnie jest zaplanowanych na niedzielę).

cerkiew w Olchowcu


Kermesze są organizowane dzięki zaangażowaniu mieszkańców Olchowca. Jednym z inicjatorów przywrócenia tradycji Kermeszy Łemkowskich jest 82-letni Mikołaj Gabło, który całe życie zamieszkuje w Olchowcu na Kolonii. Pracuje w rodzinnym gospodarstwie rolnym i od młodości propaguje historię i kulturę łemkowską. Jest również prezesem Koła Zjednoczenia Łemków w Olchowcu, a także autorem publikacji przybliżających kulturę i tradycję Łemków oraz dzieje miejscowości. “Olchowiec Łemków utracony” ukazał się kilka lat temu nakładem Wydawnictwa Żyznowski, które co roku bierze udział w Kermeszach Łemkowskich i organizuje spotkania z autorem. Tak będzie również tym razem.

W publikacji można przeczytać więcej o maleńkiej łemkowskiej enklawie w Beskidzie Niskim. “Okaleczona przez wojnę, nieodwracalnie zmieniona przez wielką politykę i religię, nie pozwalała swoim mieszkańcom na przywyknięcie do spokojnego ‘tu i teraz’. Obok burzliwej historii wsi Olchowiec spisanej przez bezpośredniego uczestnika większości wydarzeń, czytelnik znajdzie tu także opisy świąt religijnych, strojów ludowych, potraw i lokalnie pielęgnowanych zwyczajów. Publikację wzbogaciły artykuły w języku łemkowskim, bogaty zbiór przysłów, powiedzeń i przyśpiewek a także blisko dwieście, zarówno archiwalnych, jak i współczesnych fotografii i dokumentów” – można przeczytać na stronie Wydawnictwa Żyznowski.

„Łemkowszczyzna, którą zapamiętali, to był raj na ziemi – kraj mlekiem i miodem płynący, pełen uprawianych pól i bujnych sadów, z lasami pełnymi poziomek, malin, borówek i grzybów. Tymczasem pod nieobecność gospodarzy pozwolono, by budynki niszczały, a pastwiska i łąki zarastały samosiejką” – czytamy dalej.

Podczas wakacyjnych wycieczek warto odwiedzić cerkiew, poznać współczesne oblicze miejscowości, a także jej bogate dzieje i tradycyjne zwyczaje. Najbliższa okazja już za dwa tygodnie podczas 33. Łemkowskiego Kermeszu w Olchowcu.

Fragment rozdziału “Codzienność na wsi” (“Olchowiec Łemków utracony”, Mikołaj Gabło):

„W izbie kuchennej, w której najwięcej się przebywało, podłogę stanowiła ubita ziemia, w której często trzeba było zalepiać dziury. Najczęściej powstawały one, gdy się weszło do środka w mokrych butach – wtedy ziemia z klepiska przylepiała się do nich i odrywała od podłoża. Klepisko trzeba było co tydzień lub najrzadziej co dwa wyrównać ręką i gliną, żeby było gładkie, w przeciwnym razie bardzo się kurzyło (na tę czynność mówiono u nas zbilaty). Klepisko zamiatało się na co dzień miotłą zrobioną z gałęzi jodły lub brzozy, skrapiając je przedtem wodą, żeby nie podnosił się pył. Niekiedy zimą w kącie kładziono dyli – fragment drewnianej podłogi z desek, gdzie przez kilka dni po urodzeniu przebywał cielak, który w stajni by zamarzł. Deski służyły do tego, żeby cielak nie rył dziur w klepisku.”

 Tekst: Tomasz Kobylański

Zdjęcia: Henryk Bielanowicz (Wikimedia Commons), Wiesław Żyznowski, materiały Wydawnictwa Żyznowski (www.zyznowski.pl)

Zobacz również: Architektura | Architektura sakralna | Zieleń | Architektura w Polsce | Zabytek | Renowacja