Targi Warsaw Home odbywające się w Nadarzynie od lat skupiają uwagę wszystkich miłośników wzornictwa, designu, nowych technologii, czy architektury. Naszą również. Niestety od kilku lat obserwujemy postępujący rozkład wydarzenia. Do tej pory przymykaliśmy na to oko. W tym roku coś w nas pękło i uznaliśmy, że nie można dalej milczeć i fałszywie przyklaskiwać kolejnym krokom w stronę przepaści. Poznajcie naszą (choć jak się okazuje z rozmów, nie tylko naszą) opinię na temat Targów Warsaw Home 2025.
Chory. Chorszy. Trup.
Do napisania tego artykułu zabieraliśmy się od ponad dwóch lat. Już wtedy widzieliśmy wiele błędów, jednak uznaliśmy, że to jednorazowe niedociągnięcie, a kolejna edycja wróci na właściwe tory. Już wtedy pojawiały się pierwsze kuluarowe komentarze krytykujące organizatorów. Wtedy jeszcze mówione szeptem, przy papierosie lub za zasłonką stoiska…
Gdy udaliśmy się na targi w 2024 roku, zauważyliśmy, że nie jest lepiej – a wręcz gorzej. Zniknęło wielu wystawców, pojawiły się „egipskie” stragany z dywanami i kurtkami ze skóry, rodem z odległych czasów Stadionu Tysiąclecia, a wszechobecny mech chrobotek pochłaniał wystawy niczym pleśń na chlebie zostawionym na lato w plecaku dziecka. Wkurzyliśmy się, ale… postanowiliśmy poczekać. Dajmy sobie jeszcze chwilę – może to poprawią, może to chwilowa zadyszka. Komentarze gości i wystawców przybierały na sile, ale wciąż zamykały się w wąskim gronie „wtajemniczonych”.
Tegoroczna edycja to po prostu totalna zapaść. Chodząc między pawilonami można było usłyszeć głośne i już niczym nieskrępowane komentarze typu: „Co to k… jest?!”, czy „Skąd się to tu wzięło?”, czy memiczne: „Oczu kąpiel”. No dobra, ale co dokładnie nam nie pasuje w tegorocznej edycji? Sporo. Oto lista wstydu!

Dżem, mydło i powidło. Dosłownie!
Pierwszy zarzut to wszechobecny chaos. W szczególności w pawilonie F, który dotychczas uchodził za najbardziej prestiżowy, a swoje stoiska miały tu najlepsze marki świata designu.
Dziś pawilon F jest cieniem samego siebie. Próżno tu szukać dawnego szyku i trendów, które kiedyś ściągały ludzi nie tylko z Polski, ale całej Europy Środkowej i Wschodniej. Obok stoiska zaprojektowanego w stylu minimalizmu, ustawiono stoisko w stylu głębokiego glamour. Obok firmy sprzedającej sofy za ponad 50.000 złotych, stoisko z bidonami za 15 zł. Idąc tylko jednym ciągiem komunikacyjnym możesz zapoznać się z ofertą: mebli, noży do krojenia warzyw, smyczy i innych gadżetów dla firm, asortymentem „górolskich” kierpcy i ciupag (hej!). Możesz też powąchać świeczkę, zlecić odlew z plastiku w Chinach, czy znaleźć „nowoczesne rozwiązania magazynowe dla Twojej firmy”. Wszystko to w promieniu 15 metrów. Można rzec – cały świat na wyciągnięcie dłoni! Gorzej jednak z oczami, bo te po takiej dawce bodźców marzą o tym, by wyjść i poszukać ukojenia w harmonijnie zaparkowanych autach przed halami…
Naszymi „faworytami” są stoiska z garnkami, nożami i pościelami z wielbłąda. Brakowało przy nich tylko działu call center, który zachęca emerytki do odmienienia swojego życia z nową pościelą na kredyt.
Przechadzając się niegdyś po hali F, czuć było ducha, kreatywność i pomysłowość Polaków oraz obserwować świeżość ich wzornictwa. Dziś można co najwyżej uznać, że Polska jest potęgą w produkcji materacy.
Nie zabrakło też sztuki, która niestety w dużej mierze mogłaby reprezentować nurt prymitywizmu rodem z kołobrzeskiej promenady, gdzie lokalny artysta przykłada do płótna talerz i sprejuje go farbą, tworząc coś na kształt Fangora. Mamy nadzieję, że mistrz wybaczy takie porównanie. Będąc w temacie sztuki mamy wrażenie, że gdyby spojrzeć na targi z lotu (nomen omen) ptaka, ujrzelibyśmy jedno z dzieł Pollocka.

China Home and Contract!
Chiński (i ogólnie azjatycki) akcent nas po prostu szokuje. Nie dlatego, że mamy coś do Chińczyków, czy Azjatów. Wręcz przeciwnie – podziwiamy wiele marek, które przychodzą z dalekiego wschodu. Jednak na Targach Warsaw Home nie spotkacie nowoczesnych technologii, czy rozwiązań, którymi Chińczycy obecnie podbijają świat. Znajdziecie za to chińską tandetę, w której priorytetem jest niska cena. Jak mówią sami azjatyccy wystawcy – zamówisz u nich wszystko i taniej niż w Polsce.
Pozwalając na tworzenie takich stoisk mordujemy polskich projektantów, producentów, dostawców. Polska to kraj, który słynie na świecie z najwyższej jakości drewna, ręcznego rzemiosła, produkcji mebli. Pozwalając na ekspansję bylejakości podcinamy gałąź, na której sami siedzimy. Słowem: nie zaproszono jakościowych i intrygujących azjatyckich producentów, a tych, którzy kojarzą się niestety z najgorszymi stereotypami na temat chińskiej produkcji.

Plagiaty, których nikt nie kontroluje
Niestety na stoiskach pojawia się mnóstwo plagiatów, podrób i przeróbek. Od figurek dmuchanych psów Koons’a, przez podróbki znanych lamp, aż po klasyki designu, które wciąż pachną bangladeską fabryką. Podróbki to wstyd, ale podróbki eksponowane na największych polskich targach designu to skandal.

Targi bez Karima, to jak święta bez Kevina
Obecność Karima Rashida na targach, to jak święta z Kevinem samym w domu. Mówi się, że tylko Karim posiada klucze do bramy wjazdowej, stąd jego obecność jest konieczna. Choć Karim stał się swego rodzaju maskotką nadarzyńskich targów, temat ten przestaje bawić, a zaczyna nieco żenować. Czy na świecie nie istnieje żaden inny projektant i musimy od dekady eksploatować Karima? Nie zamierzamy umniejszać urodzonemu w Egipcie projektantowi, ale naprawdę – co jeszcze Karim może wnieść na te targi poza swoją barwną osobowością?
Nie tylko kwestia smaku
Kolejną kwestią wartą poruszenia są strefy, czy raczej stoiska gastronomiczne. Głodni designu obejdą się tu smakiem – to już wiemy, ale ci którzy są dosłownie głodni, są w jeszcze gorszej sytuacji. Do wyboru mają między innymi mrożoną pizzę za 57 złotych, hot doga z neonowo czerwonym keczupem, który barwą przyćmiewa nawet marynarki Rashida, a także lekko już przyschnięte sushi na plastikowej tacce. Całość stoisk gastronomicznych eksponowana w sposób tak nieestetyczny, że chce się wyjść na pustynię i pościć przez 40 dni.
Rozumiemy, to targi designu, nie kulinariów (choć nie do końca, bowiem hala z elementami wyposażenia kuchni jest jedną z największych), ale na Boga, czy w Polsce, gdzie kuchnia to wręcz religia, naprawdę musimy jeść śmieciowe jedzenie?
Wystawco! Po co tu jesteś?
Rozmawialiśmy z wieloma wystawcami i przedstawicielami agencji. Niemal wszyscy (jedni głośniej, inni trochę ciszej) mówią to samo. Te targi się zmieniły, niestety na gorsze. Kiedyś targi w Nadarzynie były miejscem, z którego czerpano inspiracje, gdzie premierowo pokazywano najlepszy polski design. Później pozostał już głównie networking i nawiązywanie kontaktów. Wraz z odpadaniem kolejnych wartościowych wystawców, zmniejszał się również potencjał do budowania takich relacji. Wystawcy, z którymi rozmawialiśmy mówią, że pozostają tu wyłącznie wizerunkowo. Bo wypada być. Bo konkurencja jest. Bo ostatnio byliśmy. Bo chcemy się pokazać.
Jednak nawet o wizerunku coraz trudniej tu mówić, bowiem jak ma się czuć wystawca, który wyłożył kolosalne pieniądze idące w dziesiątki, jak nie setki tysięcy złotych? Stworzył elegancką przestrzeń, która ma oddawać filozofię marki, gdy po sąsiedzku działa wystawka chlebaków, leżaków reklamowych, pomp ciepła, albo florystka, której gdyby zabrać wszystkie sztuczne rośliny, można by stworzyć plastikową Puszczę Kampinoską.
Tu chcemy podkreślić, że szanujemy wystawców, doceniamy ich pracę i produkty – niezależnie, czy produkują drogie meble, czy tanie dodatki do wnętrz. Jednak uważamy, że Organizator, jeśli dba o jakość swojego wydarzenia, nie powinien dopuszczać do takiego stylistycznego, produktowego i jakościowego bałaganu.

Łyżka miodu w beczce dziegciu. Niektórzy sprostali zadaniu
Jednak pośród tego smutnego zgiełku, są miejsca, które przywracają nadzieję. Chcemy w tym miejscu pochwalić kilku wystawców – choć tu musimy podkreślić, że wielu świetnych wystawców z poprzednich edycji zrezygnowało ze swojego udziału. Na uwagę z pewnością zasługuje stoisko Ciarko, które do stworzenia wystawy zaprosiło Noke Architekci. Na wysokości zadania stanęła również firma Stargres, której przestrzeń wyglądała jak monolityczny pawilon, świetnie wykorzystujący produkty marki jako budulec.
Prostotą – a często w tym jest klucz – bronią się również stoiska IWC, Dion, BoConcept, czy Cossy. To tu uciekaliśmy, żeby dać odpocząć naszym skołatanym zmysłom. Na wyróżnienie zasługują także: Riwal, Lectus24, Cersanit, Opoczno, Mote, Davis Home, Orac, Decora, oraz Dywilan. Prawdopodobnie znalazłoby się jeszcze kilka dobrych stoisk, jeśli w tym chaosie ich nie dostrzegliśmy – przepraszamy.

Targi Warsaw Home. Zamiast dumy – wstyd
Pobyt na targach porównać można do spaceru po zakopiańskich Krupówkach. Pośród wszechobecnego kiczu, tandety, taniej chińszczyzny – owszem, można znaleźć perełki, ale to zdecydowanie za mało, aby uznać spacer za udany, a już na pewno za mało, by uznać go za inspirujący.
Targi, które podobnie jak Krupówki, miały wielki potencjał, rozmieniły się na drobne. Zamiast dobrego designu z historią – zakopiańskie królestwa ociekające złotem i cyrkoniami, zamiast tradycji i rzemiosła – chińszczyzna odlana z plastiku, zamiast estetycznego ładu – krzykliwe i pstrokate formy w stylu: wrzućmy wszystko do gara, zamieszajmy, zobaczmy co z tego wyjdzie.
W naszej ocenie Targi Warsaw Home z wydarzenia z wizją, stały się maszynką do mielenia pieniędzy. Nieważne co robisz, nieważne czy twoja twórczość jest wartością dodaną do wydarzenia, nieważne, czy twoje stoisko nie gryzie się z pozostałymi, nieważne są odczucia odwiedzających. Zdaje się, że jeśli twój portfel jest odpowiednio zasobny, możesz wystawiać się nawet z dachówkami z azbestu.
Nie wymagamy, aby pobić poziom targów w Mediolanie. To się pewnie nigdy nie uda. Natomiast Targi Warsaw Home w obecnym kształcie idą bardziej w stronę pawilonów na Bartyckiej w Warszawie, czy handlem w Koziej Wólce, niż globalnym wydarzeniem, które ma pokazywać i kreować siłę polskiego wzornictwa.
Apelujemy do Organizatorów. Nie idźcie tą drogą. Zawróćcie, zmieńcie politykę, wizję, podejście, bo na chwilę obecną po święcie dobrego smaku, pozostaje przykra niestrawność.
Czytaj też: Architektura w Polsce | whiteMAD na Instagramie | Polscy projektanci | Ciekawostki




