fot. Zuza Krajewska

YOPE od kuchni. Karolina Kuklińska-Kosowicz opowiada o estetyce marki

Produkty YOPE wyróżnia oryginalny design. Kosmetyki sprzedawane są w starannie zaprojektowanych butelkach, a ich fronty zdobi przemyślana grafika. Jak to się stało, że na mydłach czy balsamach pojawiły się sympatyczne ilustracje zwierząt? Kto stoi za ich projektami? O wizualnej części leżącej w sercu YOPE opowiedziała nam Karolina Kuklińska-Kosowicz, założycielka marki. 

Karolina Kuklińska-Kosowicz założyła markę YOPE wspólnie z mężem Pawłem. Chciała, by produkty wyróżniały się wobec innych dostępnych na rynku, by mówiły swoim językiem, miały oryginalne DNA. Te pragnienia udało się zrealizować. Produkty YOPE nie tylko przyciągają wzrok, ale są też przyjazne środowisku. Skład kosmetyków jest w ponad 95 proc. naturalny i wegański. Receptury bogate w naturalne składniki aktywne są rozwijane przez wewnętrzny dział R&D z wykorzystaniem najnowszych trendów w kosmetyce.

Kamil Białas: Myśląc o założeniu marki i wprowadzeniu nowych produktów na rynek, jaką rolę odgrywała kwestia opakowań? Jak miały wyglądać? 

Karolina Kuklińska-Kosowicz: Chcieliśmy, by produkty YOPE wyróżniały się na sklepowych półkach, miały być oryginalne, łamać schematy. Nie chcieliśmy powielać tego, co już istnieje. Opakowania miały być interesujące, wzbudzać uczucia. By klienci patrząc na produkty YOPE poczuli wobec nich pozytywne emocje. Pomaga w tym wygląd butelek, projekt etykiet czy wreszcie zapach. Ważna jest suma tego wszystkiego. 

Sprawdź

W budowaniu odpowiedniego wrażenia pomaga też rysunek z motywem zwierzątka. Skąd pomysł by to ptak czy pantera pojawiały się na etykiecie?

Był moment, kiedy zastanawialiśmy się, czy wprowadzenie zwierzęcego motywu nie będzie zbyt kontrowersyjne. Obawialiśmy się, że takie rysunki mogą powodować mylny przekaz, że są to produkty dla zwierząt. Mimo to postanowiliśmy wejść z takimi etykietami na rynek, chcieliśmy przełamać schemat i sami sprawdzić, jak będziemy odbierać tak zaprojektowany produkt. Finalnie poczuliśmy, że takie etykiety są miłe i przyjemne, wzbudzają emocje i powodują interakcję z człowiekiem.

Kto decyduje o tym, jak będzie wyglądać etykieta nowego mydła do rąk czy balsamu? Kto stoi za waszymi projektami?

To ciekawa kwestia, bo odpowiada inne pytania: czym jest YOPE? Kim jesteśmy w YOPE? Jakie znaczenie dla nas ma budowa relacji? Od samego początku etykiety projektuje ta sama osoba. To mój przyjaciel Paweł Przybył. Fakt, że pracuje z nami do dziś, pokazuje, jaki jest YOPE i jak budujemy relacje z ludźmi, jak ważne jest dla nas kreatywne patrzenie na świat. To właśnie dzięki otwartości i twórczemu spojrzeniu udało nam się znaleźć z Pawłem wspólny język. Jednak początki naszej współpracy nie były wcale łatwe. Paweł jest szalenie zdolny i konsekwentny w tym, co robi. Pierwsze etykiety powstawały dość długo. Bywało tak, że przygotowywał nawet 50 koncepcji.
Z kwiatami, nowoczesnymi motywami geometrycznymi, nawiązującymi do naturalnego składu… aż w końcu Paweł stworzył oryginalny projekt, gdzie na etykiecie pojawiło się zwierzątko. Poczułam, że to jest to! Dziś po 10 latach prowadzenia firmy wiem, jakie elementy powinny pojawiać się na etykietach, jak powinny wyglądać, ale mimo wszystko najważniejszy jest pomysł i kreatywność. Zwierzątka były świetnym pomysłem, wzbudziły moje emocje.

W projektowaniu etykiet kierujecie się wypracowanym kluczem? Czy też każda linia kosmetyków może być nową historią? 

Zasady marketingu mówią, by trzymać się pewnych schematów. Jednak u nas wygląda to inaczej. Każdy projekt musi uzyskać moją akceptację, ale otwartość na kreatywne pomysły sprawia, że dość odważnie pozwalam na zmiany. Klasyczne serie naszych produktów zdobi rysunek zwierzątka autorstwa Pawła. Kolejne serie, które wprowadziłam, wyglądają już inaczej. Przykładem są linie Creamy, Skin Progress czy linia kosmetyków do pielęgnacji włosów. Ta ostatnia dzieli się na klasyczną z motywem zwierzątka oraz drugą – bardziej nowoczesną, gdzie etykieta jest minimalistyczna i lekko błyszcząca. To bardziej ekspercka seria, różniąca się składnikami i bardziej zaawansowanymi formulacjami. Na pewnym etapie rozwoju YOPE uznałam, że warto te linie rozdzielić i rozróżnić również wizualnie.

W 2023 r. pokazaliście wystrój nowego biura w budynku HOP w Warszawie. Mam wrażenie, że idealnie oddaliście DNA marki. Obłości, „chmurzaste” kształty… Co najbardziej lubisz w tej realizacji?

Urządzając nowe biuro mogliśmy wyżyć się kreatywnie. Jak urządzasz mieszkanie czy dom, na pierwszym miejscu stawiasz funkcjonalność, by stworzyć przestrzeń, która nie będzie męczyć, która będzie bardzo praktyczna i pobudzająca kreatywność. A w naszym biurze mogliśmy pozwolić sobie na eksplozję świeżości i oryginalności. Nasze poprzednie biuro znajdowało się w willi na Mokotowie. To był stary budynek, a przeprowadzając się do nowego miejsca, poczułam pragnienie wyładowania pokładów energii, chciałam pokazać co siedzi w mojej głowie i jaki jest YOPE. W aranżacji nie stawiałam ograniczeń. Nasze główne hasło brzmi „naturalnie niezwykłe” i to hasło zmaterializowaliśmy w naturalnie niezwykły sposób. Nowe biuro YOPE jest mieszanką kolorów, materiałów, różnych struktur. To eklektyczny kalejdoskop. Każde pomieszczenie opowiada inną historię. Już w strefie wejścia gości wita recepcja ozdobiona falistymi płytkami, które nawiązują do kropli wody. Przewodnim kolorem w biurze jest brąz, co z kolei jest nawiązaniem do pierwszych butelek YOPE. We wnętrzu jest dużo luster, które mówią o cielesności, są motywy fal, morskiej piany… Nie znajdziesz u nas prostych kątów, wszystko płynie. 

Biuro YOPE w Warszawie, fot. Jacek Kołodziejski

Ciekawa jest sala konferencyjna, do której wchodzisz z myślą, że jesteś w łazience, bo w jej centralnej części umieściliśmy podest z wanną. W tym też jest nasza historia. Całe biuro jest opowieścią o tym, czym jest YOPE.

Biuro wygląda jak wielki showroom. Kto jest autorem projektu?

Wnętrze zaprojektowała Ania Łoskiewicz. To bardzo kreatywna osoba, otwarta na pomysły. Kiedy zapytałam ją, co myśli o ozdobieniu sali konferencyjnej płytkami, uznała, że jest to świetny pomysł! W pracy projektowej Ania nie ma limitów, nie trzyma się schematów. Udało jej się zrealizować moją wizję.

Ania Łoskiewicz i Karolina Kuklińska-Kosowicz, fot. Jacek Kołodziejski


Jesteś absolwentką ASP w Łodzi. Jaki wpływ na twoją wrażliwość estetyczną miały studia?

Studiowałam projektowanie ubioru. Wcześniej chodziłam do zwykłego liceum o profilu ogólnym, dlatego studia w Łodzi dały mi mnóstwo możliwości, pozwoliły być częścią artystycznego świata i otworzyły wachlarz twórczych działań. Uwielbiałam rysunek, malarstwo, rzeźbę, projektowanie… Czułam się jak ryba w wodzie, chłonęłam cały ten świat.  

A doświadczenie zawodowe?

Praca stylistki pozwoliła mi ten świat kreować. Pracując w zawodzie mogłam opowiadać historie, mieć wpływ na to, jak będą wyglądać zdjęcia, jakie modelki i jacy modele wystąpią w kadrze, w co będą ubrani i jak będzie przygotowana scenografia. W czasach bez mediów społecznościowych i powszechnego Internetu, taka praca pozwalała mi doświadczać i odkrywać. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie możliwość wyjazdu na pokazy mody, czy to mojego ówczesnego guru Johna Galliano czy CHANEL. Dla dziewczyny z małego miasteczka to było coś! 

Karolina Kuklińska-Kosowicz, fot. Zuza Krajewska

A prywatnie, czym Karolina Kuklińska-Kosowicz lubi się otaczać? Jak wygląda dom w Andaluzji, w którym teraz mieszkasz? Skąd wybór akurat tego miejsca w Hiszpanii?

Nie jest to typowy hiszpański dom. To modernistyczny budynek. Panuje w nim biel, przez ogromne okna mam widok na ogród. Dookoła jest bardzo zielono. Szukając nowego domu, chciałam znaleźć dobrą bazę, przestrzeń z białymi ścianami i czystą podłogą, którą będę urządzać stopniowo. Lubię ciepłe i miłe wnętrza. Wprawdzie stare andaluzyjskie domy bardzo mi się podobają, ale nie mogłabym w takim żyć. Nie jestem aż taką tradycjonalistką (śmiech!). Mieszkamy blisko Kadyksu, to jedno z najstarszych miast w Europie i przykład prawdziwej Hiszpanii. Region z bogatą historią. Wszystko jest tu autentyczne. Wybrałam Andaluzję ze względu na bliskość oceanu i bogatą zieleń. W takiej scenerii uwielbiam odpoczywać.

źródło: opracowanie redakcji

Czytaj też: Zdrowie | Identyfikacja wizualna | Opakowania | Polscy projektanci | whiteMAD na Instagramie