Z miłości do drewna. Marta swoją pasję dzieli z tatą!

Wszystko zaczęło się od uczuć wewnętrznych… 
Po całym życiu, w którym nie mogłam wyrazić się w pełni, sięgnęłam po aparat fotograficzny i zaczęłam w ten sposób wyrażać swoje myśli i emocje. Poprzez fotografię w końcu zaakceptowałam swoją wrażliwość. W mojej pracy lubię pokazywać swoją interpretację uczuć każdego człowieka, czy emocji, które kryją się w głębi jego duszy. Lubię rozmawiać z ludźmi, lepiej ich poznawać. Zawsze szukam głębszego połączenia, a kamera staje się narzędziem do tego celu. Moja praca polega na akceptacji wszystkiego, co czyni nas istotami ludzkimi. Wiele osób spędza dziś dużo czasu, ukrywając się – tak jak i ja to robiłam w przeszłości. Chcę pomóc ludziom zaakceptować wszystkie swoje możliwości poprzez moją fotografię. Moją inspiracją jest minimalizm. Zarówno w życiu, jak i w fotografii.

Plywood – z miłości do drewna!

Drewno zawsze grało istotną rolę w moim życiu. Mój tata jest stolarzem, dlatego już od wczesnych lat młodości pamiętam zapach drewna. Pamiętam, jak tata wracał z deskami do domu – bo przecież zawsze, można coś w domu usprawnić. Pamiętam rękawy jego swetra, które zawsze pokryte były brązowymi wiórami. Meble w naszym domu też pochodziły z warsztatu taty. Moje, czy siostry łóżko, komoda w salonie, szafki kuchenne w moim późniejszym mieszkaniu, czy rustykalny stolik, który stoik pod moim komputerem. Tata wykonał go z drewna pochodzącego ze starej stodoły!

Tata swoją miłość do drewna odziedziczył od swojego taty, mojego dziadka, z którym razem pracował przez wiele lat. Pamiętam, że jako mała dziewczynka lubiłam pomagać tacie w pracy. Zamiatałam wióry z podłogi, podkradałam małe drewniane ścinki, którymi potem się bawiłam niczym klockami LEGO. To były niesamowite wspomnienia! Byłam zaskoczona, ile niesamowitych kształtów i form można z nich zrobić. Kiedyś zamarzyłam, by z drewnianych odpadów zrobić własną świeczkę. Dziesiątki razy prosiłam tatę, by się zgodził na moją dziecięcą twórczość. Bawi mnie również fakt, że w moim pokoju, obok zabawek, zawsze leżały kawałki drewna, kilka małych gwoździ oraz niewielki zestaw narzędzi. W domu stała również opalarka do drewna, którą z zafascynowaniem obserwowałam. Oczywiście pod okiem taty!

Gdy kilka lat temu przeprowadziłam się wraz z rodziną do niewielkiego domku pod lasem, nieopodal Sztokholmu. Od razu zakochałam się w tej bliskości natury. Drzewa mnie uspokajają. Choć brzmi to zabawnie, lubiłam je przytulać, obserwować, jak się zmieniają w ciągu roku, jak zakwitaj, jak gubią liście. Z przerażeniem oglądałam silny wiatr, który niemal łamał je w połowie. Pamiętam brzozę, która została powalona przed samym wejściem do naszego domu. To mnie zainspirowało! Chciałam coś z tego zrobić. Wykorzystać to. Nie chciałam, żeby skończyło w kominku, czy piecu! Zaczęłam od konsultowania z tatą, jak odpowiednio polerować drewno, jak je wyginać, w jaki sposób ciąć. I tak stopniowo, gdy kolejne pomysły rodziły się w mojej głowie, tata dawał mi kolejne lekcje z obróbki drewna. Później, mój mąż przejął warsztat stolarski, a ja podrzucałam mu kolejne pomysły na szafki, półki, czy inne dodatki do naszego mieszkania. Drewno dostarczał nam wciąż tata. Drewniane odpady z pracowni męża, zazwyczaj trafiały do kominka … i to chyba właśnie wtedy wpadłam na pomysł, by wykorzystać je ponownie. Chciałam robić coś z niczego!

Kiedy połączyłam swoją pasję do fotografii, z inspiracjami pochodzącymi od taty wpadłam na pomysł tworzenia drewnianych instalacji artystycznych, które następnie będę mogła sfotografować, oddając w nich piękno minimalizmu, jego czystą formę, kształty, geometrię. W tym samym czasie tata również zaczął tworzyć drobne dzieła sztuki wykonane z odpadów. Gdy dodałam do siebie wszystkie te elementy … powstała sesja Plywood!