Mazurska metamorfoza

Mazurska metamorfoza. Jak Ewa i Adam uratowali stuletni poniemiecki dom

Są wśród nas osoby, które świadomie wybrały życie z dala od miasta, ale przede wszystkim zdecydowały się na trudne dzieło ratowania starych domów i ich otoczenia. Remont takiego obiektu to wyzwanie, ale w nagrodę zyskuje się przestrzeń z historią i duszą. Ewa i Adam zdecydowali się pójść tą drogą i zdmuchnąć kurz, spod którego wyłonił się prawdziwy skarb. Mazurska metamorfoza ich domu to przykład, jak można ocalić ten piękny krajobraz.

Małżeństwo już od dawna marzyło o letnim domu na wsi, najlepiej na Mazurach, które pokochali całym sercem. Jednak za każdym razem, kiedy wreszcie decydowali się by kupić tam dom, działo się coś nieoczekiwanego, co burzyło ich plany. W końcu zdecydowali się na stary dom w lesie bliżej Warszawy i na kilka lat zapomnieli o Mazurach. Podczas pandemii ich spokojna mazowiecka wieś zamieniła się w plac budowy domków letniskowych. Kiedy wokół zrobiło się ciasno i głośno, małżonkowie przypomnieli sobie o swoich mazurskich marzeniach i uznali, że to idealny moment, by kupić swoje własne siedlisko.

​Dom na Mazurach


Dom, na który się zdecydowali, od razu urzekł ich pięknym gankiem i ogromną wierzbą płaczącą w ogrodzie. Budynek, zgodnie z założeniem, był obszerny, ponad stuletni, poniemiecki, przepięknie położony wśród pól i łąk, na kolonii wsi, więc daleko od sąsiadów, za to blisko ściany lasu. Tak zaczęła się ich mazurska metamorfoza i proces przywracania domowi blasku oraz adaptacji jego wnętrz dla nowych właścicieli. Na szczęście jego poprzedni mieszkańcy używali budynku jako dom letniskowy, więc pracy nie było tak wiele, jak mogłoby się wydawać. Ewa i Adam podjęli się przeprowadzenia generalnego remontu. Najtrudniej było znaleźć ekipę, która zajmie się całym przedsięwzięciem. Prace przypadły na czasy pandemii, kiedy wiele osób zdecydowało się na różnego rodzaju remonty. W końcu parze udało się znaleźć odpowiednich fachowców, którzy specjalizują się w pracy właśnie z takimi wymagającymi obiektami, jakim był ich poniemiecki dom z czerwonej cegły. Jak to bywa w przypadku wiekowych budowli, nie zabrakło niespodzianek. Podczas prac okazało się, że ściany zaczynają pękać. Podejrzenia tego stanu upatrywano w zbyt luźnej glebie lub osłabionej zaprawie pomiędzy kamieniami w fundamentach, jednak przyczyny należało szukać wyżej. Okazało się, że dach nie posiadał wieńca i dlatego rozpychał mury. Na szczęście obyło się bez dodatkowych, nieplanowanych wydatków, gdyż sprawę udało się załatwić bez budowy brakującego elementu konstrukcji.

Kolejnych problemów nastręczyły nadproża, które zostały usunięte przez poprzednich właścicieli przy okazji zmiany wymiarów okien. Największy kłopot był z dużym nadprożem w drzwiach tarasowych, gdyż znowu w wyniku pandemii zabrakło na polskim rynku materiałów do jego wykonania. Wskutek tego konieczna była zmiana projektu. Brakowało też innych materiałów, takich jak np. płyty OSB. Wnętrza przebudowano tak, aby wydobyć z nich jak najwięcej. W salonie podniesiono sufit aż do kalenicy, aby optycznie zwiększyć jego powierzchnię. Utworzono też mały kącik jadalny oraz powiększono kuchnię (kosztem obszernej łazienki). Z otwartej wcześniej przestrzeni strychu wydzielono dwie sypialnie dla gości oraz gabinet. Sypialnię właścicieli ulokowano na parterze.

Z zachowanych, oryginalnych elementów w domu warto wspomnieć o starej stolarce drzwiowej, klatce schodowej, żółtym piecu kaflowym (dwa pozostałe zbudowali poprzedni właściciele) oraz belkach stropowych, które zostały częściowo odsłonięte i wyeksponowane podczas podnoszenia sufitu. Właścicielom zależało, aby z domu nie robić skansenu. Urok starego domu podkreślały elementy dawnego wyposażenia oraz ceglana posadzka, którą także zachowano. Tam, gdzie nie zachowały się bukowe podłogi, postawiono na biel. Wymieniono też stolarkę okienną na drewnianą i zdobioną. Otoczenie budynku wzbogacono o cztery tarasy i ogródek. Ewa i Adam pragnęli wprowadzić do domu nieco nowoczesności. Udało się to dzięki dużym drzwiom tarasowym, które wystarczyło wymienić na nowe, oraz meblom o współczesnym designie, uzupełnionym znaleziskami w stylu rustykalnym. Jak podkreśla Ewa, ich umiłowanie do rzeczy z duszą sprawiło, że wnętrza i tak są nieco zbyt “vintage”. Dom jest jednak cały czas nieukończony i jego charakter ulega ciągłym zmianom.



Na posesji znajduje się też mała obora z chlewem oraz duża, drewniana stodoła, w której w przyszłości powstanie letni salon pod dachem, wyposażony w hamaki, huśtawki i meble wypoczynkowe. Z ogromnych wrót rozciąga się piękny widok na hektary łąk i pól, który wzbogaci przestrzeń salonu. Drugi budynek gospodarczy zostanie zaaranżowany na warsztat i schowek.
Ewa i Adam określają siebie mianem ruinersów. Są to osoby, które podnoszą z ruiny takie domy, jak ich. Ewa adminuje grupie ponad 200 ruinersów z Mazur i organizuje ich regularne spotkania. Dodatkowo prowadzi instagramowe konto siedliskonamazurach. Adam pracuje w IT.

Jak podkreślają, remont starego domu to duże wyzwanie i zupełnie inne problemy oraz niespodzianki, niż budowa od podstaw. Jednak satysfakcji i zalet życia w takim otoczeniu i miejscu z historią nie sposób jest wycenić.

Serdecznie dziękuję Ewie za materiały oraz wszelkie informacje, dzięki którym powstał ten artykuł.

Źródło: tygodnik.interia.pl

Czytaj też: Architektura | Dom jednorodzinny | Metamorfoza | Renowacja | Wnętrza | Ciekawostki

Temat: Mazurska metamorfoza. Jak Ewa i Adam uratowali stare siedlisko