Drewniana zabudowa Chochołowa na starej fotografii

W Zakopanem nie błyszczy dziś wysoka kultura, ale Zenek Martyniuk, instagramerki i wnętrze Księstwa Góralskiego

“Podhale. Wszystko na sprzedaż” to reportaż wydany przez Wydawnictwo Czarne, w którym Aleksander Gurgul przygląda się podhalańskiej przestrzeni publicznej, architekturze i pamiątkarstwu. Z autorem rozmawia Tomasz Kobylański.

TOMASZ KOBYLAŃSKI: Coś jest nie tak z Podhalem?

ALEKSANDER GURGUL: Podhale to taka Polska w pigułce i w niej zawarte są wszystkie błędy polskiego kapitalizmu, tylko mam wrażenie, że podkręcone na sterydach. To się objawia w różnych dziedzinach życia: w architekturze, czy raczej w patodeweloperce, szyldozie i bilbordozie, ale też w rożnych innych sferach miejskich i społecznych.

Samo Zakopane było niegdyś tyglem artystycznym. Dziś nazywa się je “Las Vegas Podhala”. To raczej nie jest komplement?

Zakopane stało się dla Polek i Polaków trochę kurortem-błyskotką, ale błyszczą w nim głównie nowe apartamenty i hotele zbudowane z betonu, stali i szkła, czasem tylko ozdobione jakimś drewnianym elementem. Na ulicach po oczach biją krzykliwe szyldy i reklamy. Z knajp i budek z paździerza dudni muzyka. Kiedyś to faktycznie był tygiel artystyczny, ale i kulturalno-polityczny. Pod Giewont zjeżdżali rzeźbiarze i malarze, ale też dziennikarze, pisarze i politycy z całej Polski. Dziś największymi gwiazdami w Zakopanem są Zenek Martyniuk i Sławomir występujący na sylwestrze TVP, których przywozi pod Giewont Jacek Kurski i jego świta. Na balkonach apartamentów zdjęcia robią sobie celebryci, influencerzy i instagramerki, potem obładowują je reklamami dziesiątek produktów. Na Krupówkach błyszczą lokale, a chyba najbardziej Księstwo Góralskie, które wygląda jakby zaprojektowali go raperzy z amerykańskich teledysków: dziesiątki luster i kryształy, wszystko przyprószone imitacją złota, bo ma wyglądać “na wypasie”.

Jest w ogóle szansa, żeby do tych kulturalnych korzeni wrócić?

W Zakopanem działają wciąż wysepki kultury wysokiej. To chociażby Muzeum Tatrzańskie i jego liczne rozsiane oddziały, Teatr Witkacego, Zespół Szkół Plastycznych W Zakopanem im. Antoniego Kenara, Galeria Antoniego Rząsy. Są takie miejsca, ale żeby je znaleźć, trzeba porządnie się naszukać w oceanie przytłaczającego, badziewnego chłamu.

Portret Neny Stachurskiej autorstwa Witkacego znajdujący się w zbiorach Muzeum Tatrzańskiego (po prawej). Fot. Wikimedia Commons

Już sam Stanisław Witkiewicz miał mówić, że pamiątki przywożone z Zakopanego nie mają w sobie niczego, co przypominałoby Tatry. Tak jest nadal, jednak Anna Wende-Surmiak, dyrektorka Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem wraz ze swoją zastępczynią chcą to zmienić. Kilka lat temu wpadły na pomysł, jak zacząć wypierać tandetny kicz.

Zakopiańskie pamiątki historycznie były wykonywane z drewna, kamienia i wełny. Na straganach można tego typu rzeczy jeszcze znaleźć, stricte związane z Podhalem, ale toną one w chińskiej tandecie wykonanej z plastiku. Po rozstrzygniętym konkursie na zakopiańską pamiątkę, który zorganizowało Muzeum Tatrzańskie wielu cieszyło się, że wybrano mądre artystycznie, ale i konceptualne pamiątki. Jednak jeśli mam być szczery, to od tamtej pory, a mówimy o czasach jeszcze przed pandemią COVID-19, byłem kilka razy w Zakopanem i ani razu nie spotkałem na straganach żadnej z tych zwycięskich pamiątek. Czy to podczas spacerów po Krupówkach, czy po Gubałówce, czy pod Wielką Krokwią. Może za słabo szukam…

Skoro jesteśmy przy Gubałówce. “Droga, z której turyści podziwiają tatrzańską panoramę, zamiast stać się reprezentacyjną promenadą, zamieniła się w śmietnik reklam, przypadkowych budek z paździerza stawianych bez projektów, zaparkowanych na wieczny odpoczynek zdezelowanych przyczep obitych plastikiem i drewnem oraz ‘atrakcji turystycznych’: parku linowego, strzelnicy, wypożyczalni skuterów, kebabiarni, ścianki wspinaczkowej, fliperów, maszyn do wyciągania pluszaków, cymbergajów, ustrojstwa mierzącego siłę uderzenia w bokserską gruszkę, automatów z grzańcem w jednorazowych kubeczkach” – to jedno zdanie z twojego reportażu mówi naprawdę wiele.

Gubałówka to miejsce, z którego rozciąga się piękny widok na tatrzańską grań, ale i na podhalańskie hale, łąki, lasy i pola uprawne. To miejsce o randze europejskiej, o ile nie światowej. Dla mnie od dziecka wręcz elektryzujące. Od lat obserwuję niestety postępującą z sezonu na sezon degradację Gubałówki, która staje się pewnego rodzaju hydrą do wyciągania pieniędzy z kieszeni turystów. Przede wszystkim jest zagracona wspomnianymi budami z paździerza, unosi się tam zapach cuchnących gofrów i przypalonych oscypków, marnej jakości grzańca. Dookoła zainstalowano i uruchomiono wątpliwej urody i natury “atrakcje”, które mają służyć turystycznemu rozweseleniu jak wymieniana strzelnica obita deskami, ścianka wspinaczkowa, bokserska gruszka czy flipery i cymbergaj. Do tego potworna kakofonia, gdzie disco polo miesza się z dźwiękami zabawek i przejeżdżającymi skuterami śnieżnymi. W konsekwencji Gubałówka stała się dla mnie górą kiczu, na której spotkać można w dodatku cwaniaków, albo może powiedzmy to wprost – pospolitych złodziejaszków przed którymi ostrzega nawet lokalna policja – naciągających na “grę w trzy kubki”.

W Zakopanem nie błyszczy dziś wysoka kultura, ale Zenek Martyniuk, instagramerki i wnętrze Księstwa Góralskiego
Obraz artysty malarza Maksa Hanemana “Z Gubałówki” namalowany w 1936 roku

Wspomniałeś o bilbordozie. Za czasów Witkiewicza dojazd z Krakowa do Zakopanego zajmował dwa dni. Dziś, jeśli nie ma na zakopiance gigantycznych korków, to zaledwie dwie godziny. Im bliżej Zakopanego, tym jednak bilbordów coraz więcej. Po co one w tak malowniczej okolicy?

To efekt długoletniego procesu zachwaszczania zakopianki bilbordami. W ostatnich latach przybyło sporo bilbordów związanych z medycyną…

Estetyczną?

Głównie to są reklamy operacji biustu, korekcji uszu czy nosa albo innych części ciała. Są też bilbordy zachwalające zabiegi stomatologiczne. Jest tego potwornie dużo, a zza reklam nie widać już praktycznie tego, co najważniejsze. Czyli Tatr, które przecież jeździmy tam podziwiać. Tak naprawdę nikt nie wie, ile tych reklam jest, kiedy zostały ustawione, kto je stawiał. Wiele reklam jest wypłowiałych i zniszczonych, przestały już dawno temu cokolwiek reklamować. Stały się taką masą, bigosem reklamowym, z którego nie jesteś w stanie wychwycić żadnych przydatnych informacji. Wypatrzenie numeru telefonu czy adresu strony internetowej jest praktycznie niemożliwe. Nie znam drugiej takiej drogi w Polsce. Zmienia się jednak to, że Nowy Targ i Kraków, stolica województwa, przyjęły i wprowadziły w życie już uchwały krajobrazowe, a Kościelisko ma Kodeks Reklamowy. Zobaczymy, czy inne podhalańskie gminy się na to zdecydują. Zakopane przymierza się i coś nie może wprowadzić swojej uchwały krajobrazowej.

W Zakopanem nie błyszczy dziś wysoka kultura, ale Zenek Martyniuk, instagramerki i wnętrze Księstwa Góralskiego
Kodeks reklamowy Gminy Kościelisko jest dostępny on-line. Warto zapoznać się z jego założeniami. Fot. Gmina Kościelisko

Od lipca 2014 do listopada 2018 roku w Zakopanem paliło się aż sześćdziesiąt pięć drewnianych budynków. Więcej niż jeden na miesiąc. Wśród nich także bezcenne drewniane zabytki. Trochę żal?

Tak, trzeba jednak zaznaczyć, że nie każdy z tych budynków był obiektem zabytkowym. Ale nawet jeśli z tej liczby wyjmiemy te zabytkowe, to jest ich naprawdę dużo. Nawet gdyby płonął jeden zabytek na kwartał, pół roku albo rok to ogromna strata dla dziedzictwa kulturowego regionu i Polski. W ostatnich latach płonęły spektakularne wille, z którymi ludzie byli związani emocjonalnie, bawili się w nich w dzieciństwie. Symboliczna była dla wielu Willa Rosa Ami przy ul. Tuwima, która płonęła co najmniej dwa razy. Potem zgliszcza “uprzątnięto”. Działka po niej świeci pustką. Inny słynny pożar w ostatnich latach wybuchł w dawnym pensjonacie “Chata”. Trochę podupadły budynek był wpisany do gminnej ewidencji zabytków. W pożarze zginęły trzy osoby, które były w kryzysie bezdomności, w „Chacie” schronił się przed zimnem. Z pożarami zabytkowych budynków wiąże się strata dla kultury, ale też ludzkie tragedie, które powinny wstrząsnąć ludźmi odpowiedzialnymi za prawo, w tym prawo budowlane, a także ochronę zabytków.

Trochę ponarzekaliśmy. Coś z pozytywów?

Może doczekamy czasów, kiedy ta szeroka struga pieniędzy, która zalewa Podhale nasyci nimi region. Być może wtedy mieszkańcy nie będą stawiać wyłącznie na zysk, ale też na jakość. Zarówno w turystyce, jak i gastronomii, ale będą też dbać o dziedzictwo Podhala, a jego krajobraz zmieni się na lepsze.


Aleksander Gurgul (ur. 1987) – absolwent dziennikarstwa, amerykanistyki i latynoamerykanistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Mieszkał w Stambule w ramach stypendium Erasmus i w Nowym Jorku, gdzie odbył staż w Konsulacie Generalnym RP. Od 2014 roku związany z „Gazetą Wyborczą”, gdzie od 2021 roku kieruje zespołem „Klimat i środowisko”. Publikował również w „Tygodniku Powszechnym”, „Magazynie Miasta” i „Autoportrecie”. Stypendysta waszyngtońskiego think tanku Atlantic Council i współpracownik Transatlantic Media Network. W 2018 roku jako jeden z piętnastu dziennikarzy został zaproszony do relacjonowania szczytu klimatycznego Global Climate Action Summit w San Francisco. Relacjonował także szczyt klimatyczny COP24 w Katowicach, a wcześniej m.in. 41. sesję UNESCO w Krakowie. Od 2020 roku współpracuje z międzynarodową organizacją Ethical Journalism Network.

Więcej na temat pamiątek z Zakopanego przeczytacie tutaj: “Młodzi zaprojektowali pamiątki dla Zakopanego. Oto najlepsze prace konkursowe”

Zobacz również: Architektura | Muzeum | Miasto | Historia | Zakopane  | Ciekawostki | Podróże